W Ziemi Świętej byłem już sześć razy. Podczas drugiej pielgrzymki w roku 2011 poznałem melchickiego chrześcijanina Haniego Hayka. Był naszym lokalnym przewodnikiem. Okazało się, że w całej plejadzie oprowadzających dwóch tylko to chrześcijanie. Reszta spod znaku półksiężyca.
Zafascynowany tropieniem śladów Jezusa w ogóle nie myślałem , że tu nadal żyją chrześcijanie, że ich się prześladuje, że cierpią, że wielu mając wszystkiego szczerze dość uciekło na zawsze za granicę. A o to właśnie chodzi zarówno Żydom jaki i Muzułmanom: by uczniów Jezusa tam nie było.
Hani powoli otwierał mi oczy. Pierwsze zapamiętane przerażenie przeszło mnie w Ain Karem. Jeszcze na początku ubiegłego stulecia prawie 80% ludności stanowili chrześcijanie. Teraz nie ma tam ani jednego poza franciszkanami, którzy strzegą kościoła nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.
W Betanii koncelebrowałem kilka razy Mszę św. w klasztorze franciszkanów. Jest otoczony wysokim murem zwieńczonym zasiekami z drutu kolczastego.
Dlaczego? Z obawy przed napadami muzułmańskich Arabów.
„Były takie?” – pytaliśmy. „Były” – słyszeliśmy w odpowiedzi.
Drugie przerażenie. Hani wyciągał z zanadrza doświadczeń tzw. „kwiatki” przewodnika. Wśród nich mówił o pielgrzymach, czy raczej turystach – Bóg to wie – ze Stanów Zjednoczonych i z Zachodu. Zdarzało się wiele razy, że pytani „gdzie narodził się Jezus” odpowiadali zdziwieni: „ jak to gdzie? – na Watykanie…”
W Hanim – nawet na wspomnienie – budził się „święty gniew” zeloty. TU SIĘ NARODZIŁ! TU SĄ NASZE KORZENIE!!!
Korzenie.., korzenie… Odtąd to słowo drążyło mnie od wewnątrz. Jeśli dotąd „korzenie” kojarzyły mi się z katakumbami – wstyd się przyznać – teraz olśniło mnie, że rzecz ma się zupełnie inaczej: ZIEMIA ŚWIĘTA.., TU SĄ NASZE KORZENIE!
Hani wiele mówił o gajach oliwnych. Drzewo oliwne jest tam symbolem korzeni nie do wykorzenienia. W końcu byliśmy w jego gajach. Więcej, sprawowaliśmy tam z naszym Ks. Biskupem Adamem Bałabuchem Mszę św. Przeżycie nie do powtórzenia.
Ponieważ już kilka lat wcześniej słyszeliśmy o inicjatywie „adopcji drzew oliwnych” i włączyliśmy się w nią, z rozrzewnieniem szukaliśmy „naszych drzewek”. Jest to przecudowne przeżycie zobaczyć ponad 3 tys. km od siebie – i to w ziemskiej Ojczyźnie Jezusa – drzewo z tabliczką opatrzoną swoim imieniem i nazwiskiem.
KORZENIE… Natrafiłem niedawno u św. Pawła na rewelacyjne zdanie:
„Pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie”. (Rz. 11,18)
A oto cały passus:
„Jeżeli zaś niektóre gałęzie zostały odcięte, a na ich miejsce zostałeś wszczepiony ty, który byłeś dziczką oliwną, i razem z innymi gałęziami z tym samym korzeniem złączony na równi z nimi czerpałeś soki oliwne, to nie wynoś się ponad te gałęzie. A jeżeli się wynosisz, pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie”. (Rz.11,17-18)
… Teraz mi wstyd. Naprawdę nie chciałem, a jednak się wynosiłem. Myślałem, że wyświadczam przysługę chrześcijanom w Ziemi Świętej modląc się czasem za nich, adoptując oliwkę, pielgrzymując, czy nawet dając coś dla nich „na tacę”. A tymczasem to nie ja robię im łaskę, to oni mnie…
„Pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie”
Myślałem, że to oni bez mojej pomocy zginą, a jest odwrotnie: to ja bez nich zginę…
„Pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie”…
Czy nie jest tak, że jeśli my w Europie jeszcze po chrześcijańsku jako tako dyszymy, to dlatego, że oni, choć w garstce – „trzódka mała” (Łk 12,32) – ciągle trwają, cierpią, są bici, przepędzani … (RBX)